(muzykę proszę otwierać w osobnym oknie!)
Przegrali. Dopiero w tym momencie stało się
to oczywiste. Krew pobratymców Kjorna wsiąkała w zaśnieżone wybrzeże Skyrim.
Jednak polegli nie byliby Nordami gdyby nie pociągnęli ze sobą swoich wrogów.
Wiele trupów zaścielało pole bitwy. Jedni w ostatnich chwilach życia klęli swój
los z twarzą wykrzywioną frustracją, drudzy z dumą zaciskali szczęki by godnie przyjąć
śmiertelny cios, a inni błagając o litość rzucili broń, która dołączyła do
reszty zakrwawionego oręża wbitego w śnieg lub rozrzuconego w chaosie.
Kjorn
leżał ranny widząc powiększającą się kałużę krwi. Swojej krwi. Był nieludzko
wykończony, a każdy kolejny oddech sprawiał ból. Leżąc na brzuchu widział
dookoła poległych i wrogów otaczających pierścieniem ostatnich Nordów. Przez
chwilę Kjorn zobaczył jeszcze swojego brata załamującego się pod gradem ciosów.
Moment później z jego ciała wystawały trzy włócznie, a on klęczał z twarzą
wzniesioną ku błękitnemu niebu. Coś mówił, ale Kjorn już nie był w stanie nic
usłyszeć. Nawet okrzyku zwycięstwa wydanego z piersi wrogów nad stygnącymi
ciałami pobratymców umierającego. Świat zasłoniła ciemność.